wtorek, 30 czerwca 2015

Od Alice CD Kendalla

- Miło mi.
Zaśmiałam się.- ja też cię lubię.
- To już się zastanowiłaś?
Spytał.
-hm..może?
Uśmiechnęłam się.
- To żeby było ci łatwiej, oprowadzę cię po terenach.
Wstał i poszedł przed siebie, a ja za nim. Najpierw byliśmy w lesie. W sumie, dobrze, że tam byliśmy. Byłam głodna.
- Może zapolujemy? Trochę zgłodniałam..
- Jasne!
Poszliśmy w głąb. Ujrzeliśmy małą sarnę.. Wątpię, czy najemy się tym, ale lepsze to, niż nic...szybko ją zabiliśmy a jeszcze szybciej zjedliśmy.

Kendall?

Od Kendalla CD Alice

- Ładne imię - uśmiechnąłem się łagodnie. No tak. W końcu muszę być tym "poważnym" i "dystyngowanym"... tjaaa. Wolne żarty. Podszedłem do wadery i usiadłem na przeciwko niej. Samica spojrzała na mnie pytająco jednocześnie przekrzywiając delikatnie głowę na bok.
- Ehm... too... z jakiej watahy pochodzisz? - spytałem przerywając niezręczna ciszę między nami.
- Z żadnej - wadera wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko.
- Hmm... może dołączysz do mojej watahy? - zaproponowałem
- A jaka to? - zapytała lekko ożywiona.
- Like Nodobdy's Around - odparłem nadal się uśmiechając.
- Niech no się zastanowię... - Alice udała zamyśloną.
- Jesteś całkiem fajna, już cie lubię - uśmiechnąłem się szczerze.

<Alice?>

Nowa wadera - Sophia!

http://orig06.deviantart.net/0416/f/2012/265/3/2/cosmic_by_daesiy-d5fl45p.png 
Sophia
Przywódczyni Strażników

Od Susan CD Gretchena

- Lewa tylna łapa jest zbyt wysunięta do tyłu. Będziesz miała problem z wyskokiem w takiej pozycji.
Podniosłam jedną brew do góry. Uśmiechnełam się deliatkenie
- Niezłe spostrzerzenie.
Powiedziałam, po czym stanęłam normalnie.
- Jednak dobrze mi będzie się zaprzeć.
Powiedziałam obojętnie. Basior się delikatnie uśmiechnął, po czym jego uśmiech zniknął.
- Nieźle.
Powiedział tylko tyle.
- A tak wogle jesteś stąd?
Miałam na myśli watahę. On kiwnął głową i posłał mi pytające spojrzenie, na które pokiwałam pozytywnie głową.
- Tak wogle to Susan.
Powiedziałam nadal obojętnie, bez żadnego wyrazu twarzy.

<Gretchen?>

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Mary CD Rina

Spojrzałam na basiora. Chciałam mu się lepiej przyjrzeć. Wyglądał na miłego, ale przyznam, jego świecące oczy trochę mnie przerażały. Przypomniałam sobie o pytaniu.
- Szamanką! - uśmiechnęłam się. Lubię rozmawiać o szamaństwie, takie hobby - Lubię ten "zawód", ponieważ mogę leczyć i przy okazji używać magii.
- Magia? To twój, żywioł, tak? - zapytał
- Ehe - odpowiedziałam miło. - Zazwyczaj tylko rzucam uroki, ale lubię też posługiwać się iluzjami. Jaki jest twój żywioł? 
- Piekło - odpowiedział
Ta odpowiedź trochę mnie zaskoczyła. Może dlatego ma takie oczy? Nie, jednak wolałam nie pytać. Uśmiechnęłam się tylko i podeszłam do urwiska.
- Ale tu wysoko! - spojrzałam w dół 
- Całkiem - podszedł do mnie. 
Wpadłam na głupi pomysł. Wyjrzałam dalej i niby straciłam równowagę, zsuwając się przy tym z krawędzi.
- Mary! - przestraszył sie Rin, chyba zapomniał, że mam skrzydła
Upozorowałam spadanie, ale przy samym dole, rozłożyłam skrzydła. Ziuuu...! I do góry! Wyskoczyłam wesoło na basiora.
- Powracam! - zaśmiałam się, nadal unosząc się w powietrzu. Mój nowy kolega nie wyglądał na rozbawionego. 

<Rin?>

Od Rina

Siedziałem na skraju urwiska. Nikt oprócz mnie nie wie o tym miejscu. Przychodzę tu codziennie, aby oczyścić swój umysł i duszę. Wsłuchałem się w cichy szelest wiatru. Zacząłem delikatnie nucić wraz z jego rytmem. Nuciłem coraz głośniej i głośniej. Zacząłem śpiewać starą celtycką Pieśń Poległych. Śpiewałem głośno i donośnie, jakbym wszystkie swoje zmartwienia mógł uwolnić wraz z głosem. Nagle z transu wyrwał mnie dźwięk łamanych gałęzi. Ktoś tu był. Przestałem śpiewać stawiając uszy i wsłuchując się w odgłosy otoczenia.
- Kto tu jest?! - zapytałam - Wyłaź natychmiast! Wiem że tu jesteś, nie ukryjesz się!
Podszedłem do miejsca z którego usłyszałem tajemnicze odgłosy. Krzaki przed którymi stanąłem zaczęły się gwałtownie poruszać. Po chwili wyszła z nich wadera, robiąc głupią minę. Wyglądała jak połączenie uśmiechu, speszenia i czegoś jeszcze, tylko nie umiałem tego określić. Było coś uroczego w tym wilku jednak byłem zbyt zdenerwowany żeby się nad tym głębiej zastanawiać.
- Kim jesteś i czemu mnie podsłuchujesz?
- Nazywam się Mary i należę do Watahy Like Nobody's Around. Nie podsłuchiwałam cię.
- Tak? To czemu siedziałeś w krzakach tuż za mną?
- Byłam w pobliskim lesie i usłyszałam śpiew. Postanowiłam to sprawdzić Do jakiej watahy należysz?
- Nazywam się Rin. Też tu należę - odparłem
- Nigdy w cześniej cię tu nie widziałam. Jakie masz stanowisko? - odpowiedziała z lekkim uśmiechem na pysku.
- Jestem nauczycielem polowań a ty? - odparłem z równie szczerym uśmiechem co wadera

<Mary? >

Nowy basior - Rin!

http://fc08.deviantart.net/fs71/f/2012/230/6/a/trade__rinermai_by_hlaorith-d5bjt0v.png 
Rin
Nauczyciel Polowań

Od Kendalla CD Siel

- Co ty tu robisz?! - warknąłem ostrzegawczo jeszcze mocniej przygniatając intruza do ziemi.
- Puszczaj mnie! - warknęła... wadera? Szybko puściłem samicę i odsunąłem się nieznacznie - Co ty sobie wyobrażasz! - warczała na mnie.
- Uspokój się - mruknąłem i podrapałem się za uchem - Złość piękności szkodzi - zaśmiałem się cicho. Niespodziewanie zagrzmiało a z nieba spadł deszcz. Samica schowała się pod drzewem, dopiero teraz zauważyłem sporą ranę na jej boku.
- Ech... chodź ze mną. Niedaleko jest moja jaskinia. Lepiej będzie jeżeli nie zostaniesz tutaj - westchnąłem cicho i zacząłem iść przed siebie - Idziesz czy nie? - zwróciłem się do nadal leżącej wadery.
- Skoro nie mam wyjścia... - warknęła cicho i ruszyła za mną. Miałem dziwne wrażenie, że Siel najchętniej by mi dogryzła albo coś w tym stylu.
- Oj daj spokój - uśmiechnąłem się pod nosem i wszedłem do pobliskiej jaskini - To tutaj - odparłem i położyłem się na jednej z dwóch skalnych półek - Ty możesz spać tutaj - odparłem i wskazałem na drugą skalną półkę okrytą skórami.
- Dzięki - powiedziała jakby z przymusu.

<Siel?>

Od Siel

Księżyc przebijał się przez chmury, z trudem oświetlając ściółkę leśną. Otaczał mnie dziki bór. Spod co drugiego krzewu wypadały przerażone moją obecnością zające, które zatrzymywały się ledwo kilka metrów ode mnie. Irytowało mnie to tak bardzo, że jednemu z nich zatopiłam zęby w karku, jednak nie pożarłam go, a zostawiłam w miejscu zgonu.
Już trzeci dzień mojej wędrówki. Westchnęłam ciężko, po czym przystanęłam i polizałam krwawiącą ranę na boku. Przez rozerwaną skórę bielały kształty pogruchotanych żeber. Wilki z Północnej Grani nie są zbyt przyjazne, a śnieg nie jest zbyt miękki...
Głośne bulgotanie oznajmiło mi, że już czas na obiad. Zastanowiłam się, gdzie też zostawiłam zająca. Swoim tropem wróciłam do miejsca morderstwa, jednak zająca pożerał inny wilk. Jego ciemna sierść była praktycznie niewidoczna na tle pni drzew. Na ogonie szare znaczenia, a oczy świeciły nienaturalnym, zielonym światłem. Po boku przebiegała mu głęboka blizna, jeszcze pachnąca krwią. Wpadł, nie powiem. Moje łapy odbiły się od ziemi, posyłając mnie w stronę wilka. Stęknął cicho, a ja pisnęłam. W ułamku sekundy znalazł się nade mną, przygniatając mnie do gleby.

<Kendall?>

Nowa wadera - Siel!

http://img01.deviantart.net/4aab/i/2015/028/5/b/__what_not_saved_will_be_lost____by_favetoni-d8fq5za.png
Siel
Główna Medyczka

Od Gretchena CD Susan

Minął już jakiś tydzień od zamieszkania na terenach watahy.Kiedy rozpoczął się wieczór nastała pora na żer.
Wiatr północny dawał znaki ,które ucieszyły by niejednego drapieżnika.-Wiał w moją stronę ,co dawało przewagę , maskując mój zapach oraz niosąc woń ofiar w moją stronę.
~~*~~
Polowanie zakończyło się sukcesem oraz ociężałym chodem ,którym zmierzałem w stronę jaskini.
Filozoficzne myśli przerwał spłoszony królik, biegnący w kierunku domu.
Bez najmniejszego namysłu pobiegłem za nim.(Przydałoby się spalić trochę tłuszczu).
Gdy już miałbym go w łapach nie zważając na otoczenie ,nastąpiło by zderzenie z....Człowiekiem?!
Dziewczyna okazała się być białą wilczycą ,która błyskawicznie zrobiła unik,zamieniła się w wilka i stanęła w pozycji obronnej.
Zatrzymałem się tyłem do wadery.
Królik szczęśliwy pognał wzdłuż doliny i skrył się w podszycie leśnym ,mnie natomiast zainteresowała wadera.
Stojąc tyłem ostrożnie obróciłem się.Nabrałem dużo powietrza ,a uśmiech z pyska znikł w jednej chwili.Wadera uznała to chyba za przeprosiny i branie na barki winy za ten incydent.
Usiadłem i spuszczając powietrze upadłem jak postrzelony kulą na ziemię ,wystawiając język i dysząc.
Zamiast słowa 'przepraszam' z mych ust padły słowa:
-Lewa tylna łapa jest zbyt wysunięta do tyłu.Będziesz miała problem z wyskokiem w takiej pozycji.

<Susan?>

sobota, 27 czerwca 2015

Od Alice CD Yuna

- Ja też nie. Właśnie szłam oglądać resztę.
Odparłam. Basior uśmiechnął się.
- To możemy iść razem.
- Eh.... No możemy.
Powiedziałm, ruszając przed siebie. W czasie zwiedzania, trochę rozmawialiśmy. Czasem nawet się wygłupialiśmy, a zwłaszcza Yun. A ja, mimo iż powstrzymywałam śmiech, już nie mogłam wytrzymać i głośno się zaśmiałam. Basior także. W końcu doszliśmy do Plaży. Usiedliśmy na ciepłym piasku, a lekka bryza chodziła moje futro. Spojżałam na piękne niebo.


Yun?

piątek, 26 czerwca 2015

Od Gretchen'a

Odkąd osiadłem na terenach watahy ,nie poświęciłem ani trochę czasu na zwiedzanie terenów watahy . Dobiegły mnie słuchy że to rozległe płaszczyzny o krańcach tak daleko oddalonych od siebie ,i tak rozległych jak Oceania.
Te słowa na pewno motywowały do wędrówki ,lecz moje lenistwo było zbyt zżyte zemną i tak słabe ,że stojąc na swoich cieniutkich , chudych łapkach nie zrobiło by dwóch kroków. Innymi słowy długa wędrówka odpadała z listy rzeczy na dzisiaj. Za to krótki rekonesans był bardzo dobrym pomysłem. Był jeszcze jeden problem. Jako że jestem przystosowany do nocnego trybu życia poranne wstawanie i jednocześnie brak 'nocnego obiadu' ,jeszcze bardziej zniechęcają wilka do porannego wstawania. Lecz trzeba zapoznać się z kolorami drzew i zapachami ptaków latających po niebieskim niebie.
Kiedy nastał ranek nie obyło się bez porannej gimnastyki w postaci jednego mocnego wyciągnięcia się. Następnym krokiem stała się szczelina ,która służyła mi jako drzwi i okno. Ostrożnie wypchnąłem nos i wciągając zapachy otoczenia zdałem sobie sprawę ,że nikogo niema. Gdy zapachy zostały wchłonięte naszła chwila zobaczenia panoramy świata. Wystawienie łba było najgorszym momentem adaptacji do terenu. Przez chwilę straciłem wzrok ,a krew napływała do źrenic. Gdy znalazłem się na powierzchni od razu otrzepałem się z piasku i zadowolony skierowałem się w stronę pobliskiego strumyka.
Czerpiąc świeżą lekko gazowaną wodę moją uwagę przykuł wilk.

<Wilku?>

Od Mary

Od Mary.
- Mamo! Mamo! - wołałam wesoło biegając obok starszej wadery.
- Tak, Słońce? - zapytała wycieńczona
- Kiedy będę mogła sama iść na polowanie? - spytałam i usiadłam obok niej.
- Jesteś jeszcze za mała - przytuliła mnie - Może niedługo pójdziesz, ale na razie nie ma po co szybko dorastać... Tata zaraz wróci z kolacją.
Kiwnęłam głową i pobiegłam w stronę jaskini, w której mieszkał Gabriel. Był on moim najlepszym przyjacielem. Podeszłam do basiora, który gryzł wystający korzeń.
- Hej! - zawołałam z entuzjazmem
- Ta... Cześć... - mruknął, dalej zajmując się "gryzakiem".
- Co robisz...? - zajrzałam mu przez ramię, widziałam co kombinuje, ale spytać warto.
- Próbuję to wyrwać! - zaczął ciągnąć korzeń mocniej.
- Świetnie, idę nad jezioro, spotkamy się tam później? Jak skończysz? - zawołałam
- Ta... - odezwał się
Pobiegłam nad jezioro. Woda była zimna. Lubię taką. Wskoczyłam, rozbijając spokojną toń. Że w tym wieku umiałam pływać... W tamtych "czasach" byłam w tym niepokonana. Gabriel długo nie przychodził. Postanowiłam, że wrócę do domu. Szłam spokojnie, ścieżką, którą znam już tak dobrze... Las pachniał przepięknie. Gdzie nie gdzie przebiegał zając. Ptaki cudnie śpiewały. Czułam się wtedy jak w niebie... Te chwile zawsze zostaną mi w pamięci. Rodzice już na mnie czekali. Później pytali, gdzie sie włóczyłam tak późno. Wyjaśniłam im wszystko. Kazali mi być cicho i zacząć jeść. Nasza wataha przeżywa kryzys. Dawno nie jadłam... Brakuje zwierzyny. Wszystko przez inną watahę. Jest dla nas wroga. Grozi wojną. Jadłam powoli, chodź głód dawał się we znaki.
- Kochanie, jedz szybko - przytulił mnie tata
Zaczęłam przełykać mięsa. To chyba była sarnina, ale nie mam pewności. Było mdłe i twarde. Kiedyś lasy były pełne zwierzyny. Chciałam się nauczyć polować, by pomóc innym wilkom. Ale na próżno... Na co bym polowała? No i tak mijały miesiące... Jedliśmy raz na tydzień... Mdłym i starym mięsem musieli się żywić wszyscy.
Dzień, w którym wszystko straciłam pamiętam do teraz. Pierwsze polowanie zakończyło się klęską. Już miałam zająca. Gotowa do skoku, ofiara nie spodziewa się ataku... Biegnie ojciec.
- Mary! Uciekaj! - krzyknął
- Co się stało?! - zdziwiłam się
- Wojna, biegnij! - popchnął mnie
Zając uciekł. To nie były żarty... Zza krzaków wyskoczył obcy wilk. Rzucił się na tatę. On wyszeptał jeszcze jedno zdanie...
- Uciekaj, skarbie, uciekaj... - jego głos się urwał
Cofnęłam się. Gałązka pod moją nogą pękła. Wilk spojrzał na mnie. Ruszyłam do ucieczki. Biegłam przed siebie. Czułam, że mam za sobą pościg. Omijałam drzewa, przeskakiwałam krzewy... Jezioro.
- "Po drugiej stronię będę bezpieczna! Przepłynę" - pomyślałam
Wskoczyłam do wody. Tym razem nie zwracałam uwagi, że jest zimna. Płynęłam. Już po drugiej stronie! No i dalej bieg. Tak chyba minął rok. Nie raz wpadałam w bijatyki. Raz niedźwiedź stanął na mojej drodze. Ktoś normalny odsunął by się. Nie ja... Zaczęłam walkę. No może jej nie wygrałam, ale byłam z siebie dumna.
Pewnego dnia.. To chyba była nawet rocznica. Miałam zamiar upolować jelenia. W tamtej chwili zobaczyłam wilka. Było to dla mnie wielkie zdziwienie! Od roku nie widziałam wilka. Podeszłam do niego. Tamten chyba nie był zbyt szczęśliwy, że mnie zobaczył. No cóż. Dokleję się, to już nie pójdę...
- Cześć... - odezwałam się

<Kendall?>